Translate

poniedziałek, 12 października 2015

Dodatkowy rozdział

Kochani coś specjalnie dla was czyli dodatkowy rozdział z historią Amandy :)


~Oczami Amandy~


~1897 rok~
Dzień ja co dzień. Wędrowałam razem z Alexandrem Lemaire po parku obserwując kolorowe liście na drzewach. Tego dnia wszystko wydawało się takie proste, od dawna nie odnotowaliśmy żadnych działań podszywaczy więc mogliśmy być spokojni i nie martwić się wojną. Wszyscy byli spokojni, no prawie wszyscy. Ja jak zwykle musiałam się czymś zamartwiać, coś było nie tak i nie mogłam tego ignorować, chociaż bardzo się starałam.
-Amando?- Głos Alexandra wyrwał mnie z rozmyśleni.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Co? Nie przepraszam zamyśliłam się.-Odpowiedziałam.
-Zauważyłem. Pytałem się czy nie chcesz usiąść, musze ci coś powiedzieć.- Nic nie odpowiedziałam tylko skinęłam lekko głową. On złapał mnie pod ramie i zaprowadził do najbliższej ławki. Siedzieliśmy tak przez chwilę patrząc się sobie w oczy. Zatopiłam się w intensywnej granatowej barwie jego tęczówek. I poczułam że mogę wyjawić mu prawdę. Nie mogę tego przed nim zataić bo to może się źle skończyć.
-Amando? Znowu mnie nie słuchasz.
-Przepraszam. Po prostu musze ci coś powiedzieć a nie wiem jak. Boje się tego jak zareagujesz - Odpowiedziałam i spuściłam głowę pozwalając luźnym kosmykom włosów opaść mi na twarz.
-Nie musisz się bać. Kocham cię a to co chcesz mi powiedzieć nie może być tak straszne jak to co ja mam ci do powiedzenia. Rozmawiałem z przywódcą i dowiedziałem się że niedługo czeka nas wojna. Prawdę mówiąc może nadejść już jutro. Amando wiesz co to oznacza? Niedługo wszyscy możemy zginąć.- Przerażało mnie to co powiedział. Przecież nic nie wskazywało na to że niedługo ma nadejść wojna. Wszyscy żyli w spokoju i nawet nie było żadnych ataków. Nie rozumień dlaczego tak nagle pojawiło się tak wielkie zagrożenie. Teraz byłam już pewna że musze wyjawić Alexandrowi prawdę. Przecież mój dar może pomóc ocalić życie wielu podróżników i pomóc w wygraniu tej wojny.
-Więc mamy mało czasu. Musimy się przygotować ale pierw też musze ci coś powiedzieć. Chociaż łatwiej było by to pokazać.- Schyliłam się i podniosłam z ziemi duży liść klonu. Skupiłam na nim całą swoją uwagę zamknęłam oczy i pozwoliłam magii wypłynąć. Po chwili otworzyłam oczy i zobaczyłam jak liść powoli zmienia barwy przechodząc z brązowego w czerwony następnie żółty żeby na koniec stać się intensywnie zielony. Kiedy cały proces się skończył podałam liść Alexandrowi i niepewnie spojrzałam na jego minę. On tylko cały czas patrzył się w liścia jakby nie mógł uwierzyć w to co właśnie się stało. Nagle odłożył liść, złapał mnie za ręce i pocałował. Nie wiedziałam co się właśnie stało myślałam że będzie krzyczał wyzywał mnie od wiedźm albo ucieknie i już więcej go nie zobaczę, ale on mię pocałował.
-Myślałam że cię wystraszę.- Powiedziałam.
-Dlaczego? Przecież nie zrobiłaś nic co miało by mnie przestraszyć.
-Czyli nie uważasz że to co umiem jest nienaturalne?
-Nie. Uważam że to jest piękne. Posiadasz duży dar.- Mówiąc to przytulił mnie i delikatnie zaczął głaskać po plecach. Teraz już byłam pewna że on zawsze mnie zrozumie i będzie akceptował taką jaka jestem.
-Tylko błagam nie mów nikomu. Nie chcę być uznawana za jakieś dziwadło.
-Masz moje słowo że nikomu nie powiem. To będzie nasz mały sekret, a teraz może wracajmy już do krypty bo robi się ciemno a nam grozi wojna.- Pokiwałam głową i razem ruszyliśmy w odpowiednim kierunku. Droga powrotna minęła nam bardzo przyjemnie. Alexander cały czas dopytywał się mnie o moją moc a ja chętnie mu odpowiadałam. Czułam że wszystko stało się łatwe. Kiedy doszliśmy na miejsce było już dość późno, Mimo tej pory wszyscy byli wyjątkowo ożywieni biegali w wszystkie strony. Ktoś biegł niosąc broń, a ktoś inny leki. Wszyscy szykowali się do nadchodzącej bitwy. Wraz z Alexandrem  ruszyliśmy w stronę sali obrad gdzie mieliśmy przyjąć rozkazy. Dojście tam nie zajęło nam dużo czasu więc po paru minutach byliśmy już na miejscu. W środku już wszyscy na nas czekali.
-Skoro jesteśmy już w pełnym składzie omówmy strategię- Powiedział główny dowódca. Wszystkich dowódców było czterech nie wliczając oczywiście głównego dowódcy on dowodził wszystkimi oddziałami. Zwykli dowódcy dowodzili jednym oddziałem. Jak już wspominałam było nas czterech. Dlaczego właśnie tylu? Ponieważ w tradycji podróżników wszystko musi coś symbolizować, każdy oddział symbolizuje jedną porę roku, oddziały dzielą się na poszczególne legiony których są trzy od każdego miesiąca w danej porze roku. Ale wracając do dowódców jest nasz czterech, dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Mirabel, dziewczyna o rok starsza ode mnie dowodzi pierwszym oddziałem i symbolizuje wiosnę, Lato symbolizuje Alexander. Ja natomiast dowodzę oddziałem trzecim, jesienią. Jest jeszcze Edmund przyjaciel Alexandra któremu podlega ostatni oddział. 
- Z tego co udało się nam ustalić bitwa odbędzie się pod Castlebar. To wielkie pole z ruinami starego zamku. Co da nam idealną skrytkę. Oddziały wiosenne i letnie zaatakują od północy, natomiast zimowe zaskoczą wroga od tyłu. Jasne. Amanda z swoimi oddziałami skryje się w ruinach i przeprowadzi atak w najmniej spodziewanym monecie. Kiedy wszystkie siły zaatakują waszym głównym celem będzie zabicie ich dowódcy, bez niego wrogie wojska będą łatwiejszym celem. Mam nadzieję ze uda nam się wygrać tą wojnę i zapewnić pokój. Teraz idzie się szykować o świcie zostaną otwarte portale.- Wszyscy skłonili głowami i wyszli. Od razu ruszyłam do swojego oddziału wyjaśnić im cały plan. Całe szczęście obeszło się bez powtórnego tłumaczenia. Wszyscy od razu zaczęli uzgadniać między sobą plany walki. To wszystko trwało dość długo i zakończyło się w okolicach pierwszej nad ranem. Powoli udałam się do swojego pokoju.
Następnego dnia wstałam jeszcze przed świtem. Mimo krótkiego snu czułam się całkiem wyspana. Zanurzyłam się w wanience zimnej wody, ponieważ nie chciałam wzywać służących żeby przygotowały mi ciepła wodę. Chciała uniknąć długiego siedzenia, umyłam szybko całe ciało i głowę. Po paru minutach byłam już wykąpana i ubrana w odpowiedni strój. Wyszłam szybko z pokoju i udałam się do kuchni żeby zorganizować sobie coś do jedzenia. Nie było czasu na wspólny posiłek więc co jakiś czas ktoś wchodził do kuchni i podbierał kucharzom pieczywo i kawałek sera. Oczywiście ja zrobiłam tak samo tylko na moje nieszczęście zauważył mnie Thomas.
-A panienka co tu podbiera? Niech panienka usiądzie to zrobię jajecznice. Przecież wojowniczka nie może iść głodna na pole bitwy.- Ochrzanił mnie zabierając mi pieczywo.
-Tylko że mi naprawdę wystarczy kawałek pieczywa. Nie musisz mi nic przygotowywać Thomasie.
-Oczywiście że musze i nawet ze mną nie dyskutuj!- Powiedział i postawił przede mną pełen talerz. Byłam zdziwiona tempem w jakim to przygotował.
-A teraz jedz, bo podobno się panience śpieszy.- Ochrzanił mnie Thomas i odszedł w głąb kuchni. Szybko pochłonęłam całą jajecznice pomijając maniery i te wszystkie inne bzdury których powinna przestrzegać dama. Zostawiłam talerz tam gdzie stał i udałam się na zbiórkę. Wszyscy byli już gotowi a portale stały otwarte, czekaliśmy tylko na znak od głównego dowódcy.
-Słuchajcie wszyscy! Dziś nadszedł dzień w którym stoczymy najważniejszą bitwę w tym stuleciu. Od niej będzie zależeć historia naszej rasy i nasza wolność. Nie będę was teraz zamęczał jakąś mową. Po prostu wieże w nas i w to że wygramy. Więc ruszajmy i pokażmy podszywaczą gdzie ich miejsce!- Zakończył i przeszedł przez portal, a za nim wszystkie oddziały gotowe by stracić życie za wolność.
Wylądowałam na wielkim polu i od razu ruszyłam w stronę ruin, za mną biegły wszystkie moje legiony. Kiedy dobiegliśmy w wskazane miejsce i się skryliśmy nie pozostawało nam nic jak tylko czekać. Czas dłużył się niemiłosiernie. Cały czas myślałam o tym co by się stało jak byśmy nie daj boże przegrali. Co by się stało z wszystkimi podróżnikami? Co by się stało z Alexandrem, z Edmundem, z Mirabel, i co by się stało ze mną. Ale z drugiej strony myślałam tez o tym jak by się potoczyło nasze życie gdybyśmy wygrali? Czy wyszła bym za Alexandra? Czy miała bym dzieci? Co by się stało z moim darem? Byłam pewna jednego gdybyśmy wygrali na długo zapanował by pokój a nasze dzieci nie musiały by ryzykować życiem w kolejnej wojnie.
-Chyba się zaczęło.- Powiedział jeden z moich wojowników. Na jego słowa wychyliłam delikatnie głowę żeby obeznać się w stanie bitwy. Szanse wyglądały na wyrównane ale to szybko się zmienił kiedy wojska wroga zostały zaatakowane od tyłu przez oddziały zimowe. Odczekałam chwile i wraz z moim oddziałem wyskoczyłam z ukrycia atakując podszywaczy. Wszystko wydawało się iść dobrze dopóki nagle w samym środku pola otworzył się portal z którego zaczęły wychodzić kolejne wrogie wojska. Nie poddawaliśmy się walczyliśmy dalej ale szanse zmów się wyrównały. Teraz jedyną rzeczą która mogła dać nam pewne zwycięstwo było zabicie ich przywódcy. Odszukałam szybko Alexandra i razem ruszyliśmy na poszukiwania wrogiego przywódcy. To nie było takie łatwe jakie się wydawało mimo naszych starań nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Brnęliśmy przez walczący tłum w poszukiwaniach, lecz nagle na pobliskim wzgórzu ujrzałam kobietę. Z jej postawy od razu dało się wywnioskować że to właśnie jej szukamy. Ruszyliśmy w odpowiednim kierunku, z nadzieją ze uda nam się zabić tą kobietę i zwiększyć nasze szanse na zwycięstwo.
I w ten oto sposób w pewien normalny jesienny dzień dwie rasy walczyły o wolność. A zwycięstwo jednej ze stron było w moich rękach. Dobrze wiedziałam że mam tylko jedną szanse a od niej zależy nasze dalsze życie. Nie mogłam się zawahać. Musiałam ją zabić.


----------------------------------------------------------------Tada... Mam nadzieję ze dodatek się podoba :)
przepraszam ze nie dodałam w tym tygodniu rozdziału na drugi blog :( Postaram się to jak najszybciej nadrobić :)

5 komentarzy:

  1. Cudny rozdział, chce kolejny .... :) uzależniłam się :D .... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleksander & Amanda <3. Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, że się podoba :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawaj nexta, ale najpierw poproszę na tamtym blogu rozdział!

    OdpowiedzUsuń