Nie mogłam w to uwierzyć moja najlepsza przyjaciółka i jej brat okazali się być zdrajcami. Szkoda mi Scotta bo z tego co się dowiedziałam to Natalie nie była mu obojętna a Adam był jego przyjacielem. Teraz nie wiadomo co stanie się z Natalie ale mam straszne wyrzuty sumienia w końcu to przeze mnie ją złapali, a Sire ma teraz niepokonane wojsko, żeby pokonać jednego mieszańca potrzeba pięciu naszych. To wszystko moja wina gdybym posłuchała Camil i uważała na siebie to by się nie wydarzyło nie było by wojny, Natalie nie była by więźniem, Camil by żyła. To wszystko ponieważ uparłam się i uwierzyłam że jestem dość silna ale to nieprawda tak naprawdę jestem słaba nie potrafiłam uciec przed tymi potworami które mnie porwały i nie potrafiłam uciec Sire. Jestem beznadziejna czasami zastanawiam się nawet czy na pewno jestem podróżnikiem.
Wybiegłam z sali narad i udałam się do jednego z pokoi zarezerwowanych dla przybywających podróżników zamknęłam się w łazience, upadlam na podłogę i pozwoliłam łzą płynąc nie miałam siły ich więcej powstrzymywać. Dlaczego muszę wszystko psuć i komplikować? Co jest ze mną nie tak? Wszystko się wali przeze mnie zginą tysiące niewinnych.
-Tess, jesteś tu?-Usłyszałam jak ktoś mnie woła.- Błagam cie nie chowaj się, co się stało porozmawiaj ze mną, wiem że tu jesteś - Mówił dalej Jack. Kopnęłam drzwi do łazienki otwierając je. Jack od razu odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął smutno. Podszedł do mnie, usiadł obok i przytulił.
-Co się stało?- Zapytał po cichu.
-Wszystko Jack! To wszystko przeze mnie! TWOJA MAMA NIE ŻYJE! PRZEZE MNIE! NADCHODZI WOJNA I WIELE DZIECI STRACI RODZICÓW, ŻONY MĘŻÓW, MĘŻOWIE ŻONY, SIOSTRY BRACI, BRACIA SIOSTRY! PRZEZ KOGO?! PRZEZE MNIE!- Wybuchłam jeszcze większym płaczem.- Jak możesz mnie nadal kochać? Osobę która zamordowała ci matkę?- Odsunęłam się od niego obejmując się ramionami.
-Tess... to nie twoja wina, prędzej czy później doszło by do tej wojny.- Zaczął tłumaczyć przysuwając się do mnie.-I nigdy nie przestane cię kochać jesteś dla mnie wszystkim bez ciebie moje życie straciło by sens, nigdy nie waż się obwiniać za śmierć Camil bo to nie twoja wina. Kocham cię i nie mogę patrzeć jak cierpisz.
- Jack znów mnie obejmował a ja wtuliłam się bardziej w jego ramię a on tylko pocałował mnie w czoło i powiedział te cudowne dwa słowa- Kocham cię,
~Oczami Scotta~
Wraz z strażnikami zaniosłem śpiącą Natalie do lochu posadziliśmy ją na wielkim drewnianym krześle do tortur i przywiązaliśmy. Po jakimś czasie wszyscy opuścili już pomieszczenie a ja zostałem sam z przebudzającą się Natalie. była taka piękna i delikatna, a ja ją k... no dalej Scott przecież taka jest prawda i nic tego nie zmieni. Ja ją kocham choć nie mogę ona jest zdrajczynią tak samo jak jej brat a ja powinienem ją nienawidzić. Usłyszałem kroki i głosy pewnie informator schodził ją przesłuchać. Nachyliłem się nad nieprzytomną Natalie i delikatnie ją pocałowałem. Ostatni raz spojrzałem na nią i wyszedłem. Usiadłem na ławce przed wejściem do lochów i słuchałem tylko to mi zostało nie mogłem tam pobiec. Musiałem siedzieć i słucha chciałem się tak ukarać za to że nie powstrzymałem jej przed przyjściem tutaj. Za to jakim debilem okazał się Adam czemu ją w to wciągnął? Znowu usłyszałem niewyraźny krzyk informatora, a zaraz po nim dużo głośniejszy krzyk Natalie. Cały czas krzyczała tylko dwa słowa "nie wiem" a on nadal ją torturował. Po jakiejś godzinie Natalie przestała krzyczeć. zaraz po tym informator wyszedł z lochów fartuch miał cały w krwi przełknąłem ślinę i odpędziłem chęć rzucenia się na niego. Przybrałem najbardziej obojętny wyraz twarzy jaki potrafiłem i zapytałem.
-Co z nią?
-Nic nie powiedziała, musiałem powstrzymywać się przed wyrwaniem jej języka wyobraź to sobie taka mała, a jak krzyczy. Ale trudno i tak prędzej czy później wszystko wyśpiewa. Scott mam prośbę zejdź tam do niej i odepnij ją od tego krzesła.
-Jasne już idę.- Powiedziałem i poszedłem na dół. Widok był przerażający wszędzie pełno krwi a na krześle ona. Na policku miała długie rozcięcie po którym pewnie zostanie blizna, w brzuchu miała pełno głębokich ran zadanych nasączonym ostrzem ból podczas robienia tych ran jest niewyobrażalnie wielki. Odwiązałem delikatnie jej dłonie i nogi, i podniosłem. Zaniosłem do najbliższej celi i delikatnie położyłem na łóżku.
-Scott?- Szepnęła zachrypniętym głosem kiedy już wychodziłem. Odwróciłem się i podszedłem do niej. Na jej zranionym policzku pojawiła się jedna łza.
-Przepraszam.- Powiedziała i znów straciła przytomność.