Zawsze mogę na was liczyć dziękuje <3
Lady night, Paula Goulding ♥, Veronica Hunter, paulina patrycja
~Oczami Sophie~
Wszyscy pozajmowali już schrony teraz pozostało nam tylko czekać. Ruszyłam korytarzem aż napotkałam się na mojego brata
cieszyłam się że do siedemnastych urodzin zostały mu tylko dwa miesiące i nie mógł
walczyć nie zniosła bym straty kolejnego brata.
-Hej czemu nie jesteś z innymi?- Zapytałam go zdziwiona wszyscy ustaliliśmy jasno że każdy ma trzymać się swojej grupy wiekowej.
-Bo nie chcę siedzieć z tymi dziećmi jestem już dorosły i mogę walczyć.
-Tak na pewno. Nie masz jeszcze siedemnastu lat i...- Nie dokończyłam bo upadłam na ziemie.
-Sophie co się dzieje? Pomocy! Sophie co jest?!
-Dziecko! Debilu ja rodzę!!! Ałł... Co tak stoisz idź po kogoś... ała boże wykończysz mamuś... aa!-Krzyczałam, nie chciałam być dla niego taka ostra ale boże jak to boli. Od razu pojawili się przy nas uzdrowiciele i zabrali mnie do osobnego schronu, a mój brat szedł za mną.
-Przyj Sophie przyj...-Krzyczał do mnie uzdrowiciel.
-Już nie mogę aaa...- Krzyczałam ściskając dłoń brata który siedział cały zestresowany i osłupiały.
-Sophie... przepraszam już nie mogę- Powiedział i zwymiotował do miski obok mnie a ja nadal krzyczałam nigdy nie spodziewałam się że poród sprawia aż taki ból. Myślałam że trwa wieki.
-Już ostatni raz Sophie dasz radę wieże w ciebie.-Krzyknął uzdrowiciel.- Oddychaj... teraz.
-Aaa...-I ten długo wyczekiwany dźwięk. Płacz, płacz dziecka, mojego maleństwa, mojego cudownego maleństwa. Wyciągnęłam ręce a uzdrowiciel podał mi mojego bobaska.
-To chłopczyk.- Powiedział kładąc mi go na ramieniu
-Hej maleńki to ja twoja mamusia. Tak się ciesze że jesteś już z nami.-Szeptałam z łzami w oczach. On był taki malutki i niewinny nie znał jeszcze zła tego świata.- Niedługo poznasz też tatusia jak tylko załatwi parę ważnych spraw.
-Jaki maluszek. Jestem z ciebie dumny siostra.- Powiedział mój brat który najwyraźniej opanował już mdłości.
-Will powiadomisz Natana? Musi się dowiedzieć.
-Jasne już idę. Trzymaj się malutki- Pogłaskał mojego synka po delikatnym puszku na głowie i wyszedł zostawiając nas samych.
~Oczami Tessy~~
Wszyscy byliśmy wyczerpani po pierwszym starciu, a wielu z nas poległo. Nie wiem czy uda się nam przeżyć kolejne starcie ale nie możemy się poddawać.
-Tess chodź szybko Natan nas wzywa .- Krzyknął Jack i razem pobiegliśmy w odpowiednim kierunku. Weszliśmy do środka gdzie stał Natan i ktoś jeszcze. Kiedy podeszliśmy bliżej okazało się że tą tajemniczą postacią jest Adam zażarcie dyskutował z bratem Jacka.
- Dobrze że już jesteście. Adam teraz wytłumacz po co tu jesteś?- Powiedział Natan.
-Mam propozycje.- Zaczął.- Po tym jak Sire nas zdradziła a wy uwięziliście moją siostrę udałem się do przedstawicieli wilkołaków, skrzatów, czarodziei z prośbą o wsparcie w walce. Proponuję wam pomoc wiem że wielu zginęło w poprzednim starciu więc przyłącze się do was i moje wojsko ale wy w zamian uniewinnicie mnie i moją siostrę.- Zakończył.
-Zgadzamy się- Odpowiedziałam bez namysłu.
-Dobra- Zgodził się Natan. Adam podszedł do ściany w której otworzył portali a z niego kolejno zaczęli wychodzić uzbrojeni wojownicy. Naglę do pomieszczenia wpadł Scott.
-Zaczęło się!- Chwyciliśmy broń i wybiegliśmy przed budynek. Po raz pierwszy w historii połączyliśmy siły z innymi rasami by zmierzyć się z naszym wspólnym wrogiem, by walczyć o lepsze jutro. Postawiłam sobie jeden cel. Musiałam zabić Sire by to wszystko się skończyło. Stanęliśmy ramię w ramię i ruszyliśmy do walki nie było zbędnych przemówień, wszyscy dobrze wiedzieli ile może nas kosztować przegrana. Teraz przynajmniej szanse były wyrównane. Biegłam przed siebie powalając kolejnych mieszańców. Co chwilę oglądałam się by sprawdzić czy moi przyjaciele żyją. Naglę obok mnie pojawił się Jack.
-Obiecaj że jak to wszystko się skończy polecimy na hawaje.
-Obiecuję.- Powiedział odwracając się do mnie plecami i zabijając napastnika który stał na drodze do Sire. Spojrzałam na mojego ukochanego i wskazałam głową Sire on tylko pokiwał potwierdzająco głową ruszyliśmy w jej kierunku.
-Proszę, proszę...- Zaczęła się śmiać kiedy tylko się zbliżyliśmy.- Znów się widzimy.- Śmiała się jeszcze głośniej. miałam tego dość zamachnęłam się sztyletem i rzuciłam w nią. Sire złapała go w powietrzu i zamieniła w proch.
-Ups...- Powiedziała- Chyba nie myślałaś że zabijesz mnie takim sztylecikiem.
-Nie nie chciałam cie nim zabić.- Uśmiechnęłam się a za za Sire pojawił się Jack miał już zadać ostateczny cios kiedy ona odwróciła się i wsadziła rękę w jego klatkę piersiową i po chwili wyjęła ją a jack zaczął osuwać się na ziemie. Rzuciłam broń i od razu pobiegłam do niego.
-Jack... Jack nie zostawiaj mnie.- Płakałam.
Sire tylko stała i przyglądała się dłoni.
-Zobacz serce wypełnione miłością do ciebie, Natana i innych szkoda by było gdybym... ups... wybacz kochana.- Zaczęła się śmiać i zgniotła serce.
-Tess...- Powiedział Jack i odszedł.
-NIE...NIE. NIE MASZ PRAWA UMRZEĆ...OBIECAŁEŚ MI... NIE MOŻESZ...JACK...- Zaczęłam płakać jak on mógł dlaczego on, wszyscy tylko nie on. W tym momencie stało się coś dziwnego poczułam się wyjątkowo lekka. Z moich dłoni zaczęło wydobywać się światło i z każdą minutą świeciło coraz jaśniej. Całą moją złość skierowałam na Sire i jej wojsko. Kobieta która zadała tyle cierpienia zaczęła płonąć a wraz z nią wszyscy inni. Kiedy już zniknęła złość ustąpiła został tylko smutek .
-Jack... Nie zostawiaj mnie tu samej... błagam- Rzuciłam się na ciało ukochanego i zaczęłam jeszcze bardziej płakać czułam pustkę w sercu którą wcześniej wypełniał on. Nie mogę żyć bez niego. To przeze mnie zginął.
-Kocham cię Jack- Krzyczałam nadal tuląc jego ciało.- Nie wiem jak ale znajdę sposób żebyś znów był przy mnie. Nie odpuszczę. Kocham cię
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Rozdział trochę krótki ale jest :) Troszkę zepsułam tą końcówkę ale mam nadzieje że rozdział się podoba